Lato….
Tęsknię za latem…Znacie to, prawda? Ten moment, gdy zima jeszcze chwilę zajmie, jeszcze się panoszy (choć, co to za zima w tym roku, bez grama śniegu, właściwie cieplutka jak listopadowa jesień), jeszcze nie ma nadziei na wiosnę. Zazwyczaj ten moment dopadał mnie w lutym…a wtedy było już blisko do wiosny (miesiąc lub dwa), ale w tym roku, być może przez chorobę Panny Zet, nasze małe uwięzienie w domu, odwołane wakacje, być może dlatego, tak bardzo tęsknię za latem. Za zeszłorocznym latem, gdy dni trwały i trwały, a lato wydawało się ,że nigdy się nie skończy. I było cudnie. Nawet jeśli Zet nie pozwalała zbyt długo posiedzieć wieczorem w ogródku i trzeba było ją usypiać godzinami. Zapach trawy, wieczorne jej podlewanie. Koszenie. Nigdy nie sądziłam, że będzie to dla mnie tak przyjemne… I ten moment, gdy Mała Zet zaczęła biegać. Bosymi stopami po trawie. I się w niej tarzać…A my mogliśmy to robić z nią, jak dzieci. Tak, tęsknię za latem.
Obraz i słowo. Zawsze piękne. Ciekawy jestem czy kiedyś wystawilaś je ze sobą w szranki czy tylko jedno uzupełnia drugie. To pierwsze jest natchnieniem drugiego czy drugie jest tęsknotą za pierwszym? Tak czy siak piękne i te Zośki..zawsze najlepsze i ciekawe świata. Widzę że już w szybie nie odbija się już kawa i papieros wyglądający dymem na smutny , budzący się Bytom. Piękne zdjęcia, pięknych ludzi. Zawsze najpiękniej………..